powrót


6 grudnia, poniedzialek - dzien 3: Diente de Alba 3136m


Budze sie 7:30, Mariusz jeszcze spi, a nasz znajomy juz szykuje sie do wyjscia na Aneto. Pogoda jest bezchmurma. Poniewaz ja czuje sie wypoczety i wyspany postanawiam nie zmarnowac dnia i tez gdzies wyjsc. Studiuje mape w celu znalezienia jakiegos w miare bliskiego celu i wybor pada na najblizsze 3tysieczniki od schroniska: Pico Mir i Alba.















Po wyjsciu okazuje sie ze z powodu sniegu szlaki na mapie slabo pokrywaja sie ze sciezkami ktorymi ludzie chodza. Okazuje sie ze za bardzo odbilem w prawo jednak nie da sie powrocic na szlak ze wzgledu na strome skaly. Poniewaz nie zamierzam sie wracac, pozostaje mi okrazyc stojacy przede Pico de Paderna 2622m. Trawersuje na jego zboczu starajac sie utrzymac wysokosc 2300m.
















W miare okrazania ukazuje sie imponujacy szczyt Tucueta Blanca de Paderna 2714m. Dochodze do doliny ktora kieruje sie w gore w kierunku widocznych juz szczytow Mir i Alba. Dosc szybko nabieram wysokosci chociaz niezwykle uciazliwe jest czeste wpadanie w snieg po kolana! lub glebszy. Dochodzac do przeleczy Collado de Alba na ktora zamierzalem wyjsc widze ze jednak zaden slad tam nie prowadzi, natomiast wszystkie slady prowadza do niepodpisanej na mapie przeleczy kolo szczytu Diente de Alba 3136. Postanawiam ze pojde za sladami. Jest juz 16 i kilka schodzacych osob mowi mi ze juz pozno na wyjscie. Odpowiadam im ze mam latarke i GPSa, wiec zblizajacy sie wieczor nie jest problemem. Wejscie na przelecz jest naprawde strome i bez rakow i czekana byloby trudne w glebokim sniegu. Dochodze do przeleczy, do szczytu jest jeszcze ze 20 m po skalach, wiec trzeba sciagnac raki, 2 minuty wspinaczki i jestem na Diente de Alba 3120m.



























































Szczyt ten znajduje sie na grani pomiedzy dwoma bardziej znanym Pico Alba i Pico Mir. Podobnie podnoza odleglych gor tona w chmurach. W kierunku poludniowego zachodu wznosi sie masyw Maladety. Jednak najwyzsze szczyty zasloniete sa przez pobliskie Pico Mir i Sayo. Na szczycie robie panorame, i czekam do zachodu slonca. Po zejsci! u ze szczytu i przeleczy powrot do schroniska przebiega bardzo szybko, robie duze kroki w sniegu i trzymam sie sladow ludzi. Teraz snieg ktory spowalnial podchodzenie, przyspiesza znacznie schodzenie. Raz sie potykam i tak padam w snieg ze rakiem robie niezla dziure w spodniach nad kolanem. Na szczescie w schronisku jest igla i nitka, wiec problemu nie ma. Po przyjsciu dowiaduje sie ze Mariusz wybadal trase na Aneto, robiac jej pierwsza czesc do przeleczy Portilion. Tej nocy przenosza nas do ogrzewanego pokoju, wiec juz nie trzeba spac w cieplym ubraniu.






powrót